Powoli żegnamy się z majem i witamy słoneczny czerwiec. Nie wiem jak u Was, ale w Łodzi termometr nie pokazuje zbyt wysokiej temperatury. Za progiem wakacje, a ja marznę pod cieplutkim kocem. 
Ten miesiąc nie był zbyt owocny. Przeczytałam i zrecenzowałam tylko 8 książek. Po wystawieniu ocen wszystko powinno wrócić do normy.
Chciałam również przypomnieć o konkursie - znajdziecie go >tutaj<. Zgłoszenia przyjmuję do 15 czerwca, więc macie jeszcze czas. Zapraszam :)

Teraz przejdę do najważniejszego punktu programu, czyli najlepsza i najgorsza powieść miesiąca. 

Może zacznijmy od tej pozytywnej wiadomości. Otóż książką, która ostatnio mnie zachwyciła to "Mechaniczny książę". Więc ponownie zachęcam do sięgnięcia po nią.

Przypomnę jeszcze o dwóch cienkich opowieściach, które zanudziły mnie na śmierć. Mimo, że uwielbiam twórczość King'a to jednak "Rok wilkołaka" nie podobał mi się tak bardzo. Dodatkowo otrzymałam do recenzji "Hiszpański pogrzeb", który również mnie nie zachwycił. Kolejna książka jakich wiele. 

Słyszeliście może o "Dotyku Julii"? Wydaje mi się ciekawą lekturą. W dniu jej premiery na pewno wskoczę do księgarni. Poniżej znajdziecie jej krótki opis i trailer. 

„Nie możesz mnie dotknąć – szepczę.
Kłamię – oto, czego mu nie mówię.
Możesz mnie dotknąć – oto, czego nigdy nie powiem.
Proszę, dotknij mnie – oto, co chcę powiedzieć”.

Nikt nie wie, dlaczego dotyk Julii zabija.
Bezwzględni przywódcy Komitetu Odnowy chcą wykorzystać moc dziewczyny, aby zawładnąć światem. Julia jednak po raz pierwszy w życiu się buntuje. Zaczyna walczyć, bo u jej boku staje ktoś, kogo kocha

Zostałam przeklęta
Mam niezwykły dar

Jestem potworem
Mam nadludzką moc

Mój dotyk zabija
Mój dotyk to moja siła

Jestem narzędziem zniszczenia
Będę walczyć o miłość

„Uzależniająca, pełna napięcia i niezwykle zmysłowa. Chciałabym tak pisać. Po prostu nie możesz się oderwać od lektury”. – Lauren Kate, autorka „Upadłych”

Premiera: 27 czerwiec 2012
Wydawca: Otwarte

Informacje:
Autorka: Cassandra Clare
Tytuł: Mechaniczny Ksiązę
Oryginalny tytuł: Clockwork Prince
Wydawnictwo: MAG
Data wydania: 09 maj 2012
Liczba stron: 464
Czas czytania: 2 dni
Seria: Trylogia Diabelne Maszyny:
Tom 1 - "Mechaniczny anioł"
Tom 2 - "Mechaniczny książę"

Więcej informacji >tutaj<.


Cassandra Clare jest pisarką, która zyskała sławę dzięki swojej serii „Dary anioła”. Zachwyciła ona wielu czytelników na świecie w tym także i mnie. Jeśli nie mieliście jeszcze szansy na zapoznanie się z nią to żałujcie, szczerze polecam.
Słyszeliście może o „Diabelskich maszynach”? To sequel wcześniej wymienionej serii. „Mechaniczny książę” jest drugą częścią trylogii, którą każdy fan „Darów…” powinien przeczytać [ale nie tylko]. To oddzielne historie, które nie mają ze sobą związku, jednak uśmiech zakwita na twarzy czytając o jakiejś drobnej cesze tych dwóch serii.

-Mój mały mechaniczny książę…

Ponownie spotykamy się z wiktoriańskim Londynem i jego okolicami. Sytuacja Łowców staje się poważna. Po wydarzeniach z „Mechanicznego anioła” Instytut jest w rozsypce. Podczas Rady zostaje rzucone wyzwanie – jeśli Nocni Łowcy nie znajdą Mortmaina wyżej wymieniona kwatera zostanie odebrana Charlotte. Bohaterowie zostają uwikłani w wir wydarzeń, poszukując zbrodniarza. Jednak to nie jest proste zadanie, ponieważ Mortmain potrafi przewidzieć każdy ich krok. Główna bohaterka Tessa próbuje odnaleźć się w tej sytuacji. Mimo odrzucenia jej przez Willa, nadal czuje łopotanie serca na jego widok. Próbuje zapomnieć o pięknym Łowcy. Po pewnym incydencie zauważa Jema i jej uczucia co do niego. Czy miłość do dwóch mężczyzn jest możliwa? Czy Instytut zostanie w rękach Charlotte? Czy Tessa dowie się kim, lub czym jest?

Magnus otwarcie zmierzył wzrokiem jej dekolt.
-Widzę. Jesteś uzbrojona po zęby, że się tak wyrażę.

Postacie są podobne z charakteru do tych z „Darów Anioła” i jest to ten element książki, który mnie odrzuca. Cassandra Clare postawiła na mało oryginalny pomysł trójkąta miłosnego, który pojawia się w praktycznie każdej książce młodzieżowej typu paranormal romance. Poszła na łatwiznę. Jednak można przymknąć na to oko, ponieważ w „Diabelskich maszynach” można zauważyć o wiele więcej plusów, niż minusów.
Akcja jest wartka, w każdym rozdziale bohaterowie przeżywają nowe przygody. Fabuła mimo wcześniej skrytykowanego wątku miłosnego jest ciekawie rozbudowana. Możemy nareszcie poznać prawdziwe „ja” Willa i powód, dla którego stał się tak oschły. To naprawdę ciekawa historia, która będzie mi zaprzątała głowę przez najbliższy czas. Możemy przyjrzeć się ogólnej historii postaci innych niż Tessa, dzięki czemu mamy poczucie, że znamy wszystkich od zawsze.
Ogromnym plusem jest również dla mnie epoka wiktoriańska. To naprawdę ciekawe czasy i zawsze z wielką chęcią zaczytuję się w książkach o niej. Tessa jest wielbicielką literatury, to samo Will, przez co często serwują nam cytaty z „Hamleta”, „Wichrowych Wzgórz”, czy innych książek. To naprawdę przyjemne rozmaicenie, podczas czytania. Mamy okazję poznać coś nowego. Jestem również zachwycona humorem w „Mechanicznym księciu”. Nie raz wybuchałam głośnym śmiechem. Podczas czytania można zaznać wiele emocji, od smutku po szczęście, które możemy dzielić z bohaterami. Sytuacje w jakich zostają położeni potrafią poruszyć czytelnika.
Podoba mi się, że autorka nie nastawiła się na jedną z paranormalnych ras. Spotkamy tu czarowników, garstkę wampirów, szczyptę wilkołaków i kilka demonów. Zapomniałabym o aniołach, które stworzyły rasę Nocnych Łowców. Świat wykreowany przez panią Clare naprawdę wciąga i wydaje się mimo wszystko realistyczny. A co jeśli my jesteśmy tylko Przyziemnymi [ludźmi], a wokół nas toczy się wojna?

Polecam „Mechanicznego księcia”, to naprawdę fantastyczna książka, przy której można spędzić kilka godzin na niezłej zabawie i główkowanie wraz z bohaterami. Wydaje mi się, że polubicie Tessę, Jema, a w szczególności Willa.

Ocena: 10/10

-Właściwie zachowuje się pan, jakby nas wszystkich nie lubił.
-Wcale nie – zaprotestował Gabriel. – Po prostu nie lubię jego. – Wskazał na Willa.
-Boże! – mruknął Will i ugryzł jabłko. – Bo jestem przystojniejszy, niż ty?




Informacje:
Tytuł: "Hiszpański pogrzeb"
Autorka: Mar Zella
Stron: 176
Wydawnictwo: Poligraf
Kategoria: romans/paranormal romance

„Hiszpański pogrzeb” nie opisuje jednej z wielu historii, jakie przytrafiają się zwykłym ludziom. Bohaterka powieści o intrygującym tytule posiada bowiem szczególny dar. Gdyby nie on, życie młodej kobiety toczyłoby się spokojnie i bez niespodzianek. Sara jest wykształcona, niezależna i z łatwością panuje nad emocjami. Ale do czasu, bo w jej życiu nastąpi rewolucja, która zmieni wszystko, co do tej pory tak pracowicie budowała. Tajemnicza przyjaciółka Aki wprowadzi ją w świat, o jakim nigdy dotąd nie śniła. Czy można kochać jednocześnie dwóch mężczyzn? Czy podróż do słonecznej Hiszpanii może stać się początkiem życiowej przemiany? Czy duchy rzeczywiście istnieją? Odpowiedź znajduje się na kartach powieści. Ale ostrożnie! Bo nic nie jest tak proste, jak się z pozoru wydaje. Wkraczając w świat „Hiszpańskiego pogrzebu” trzeba zachować szczególną ostrożność.

Moja opinia:

Mar Zella to oryginalny pseudonim polskiej pisarki, która zadebiutowała powieścią „Hiszpański pogrzeb”. Tytuł na pewno nie kojarzy się z miłosną historią, na której opiera się fabuła książki. Dlatego też zapoznanie się z nią było nie lada zaskoczeniem.


Główną bohaterką jest Sara Sedler. Z pozoru zwyczajna kobieta, lecz skrywa ona swą małą tajemnicę. Jest wrażliwa na świat, o którym inni nawet nie śnili. Bohaterka posiada umiejętność widzenia duchów, wyczuwania aur i tego typu rzeczy. Używa swojego daru do pomocy zwierzętom ze swojej kliniki weterynarii, ale nie tylko. Jej życie toczy się powoli. Jednak pewnego dnia otrzymuje telefon od nieznanego jej mężczyzny imieniem Lew, który przewraca świat Sary do góry nogami. Niesie ze sobą smutną wiadomość, przez którą kobieta wyrusza z nim, w podróż do słonecznej Hiszpanii, by pożegnać na zawsze bliskiego jej Roberta. Przyjaciółka-duch, towarzyszy Sarze podczas tych ciężkich chwil. Aki, bo tak jej na imię pomaga w skontaktowaniu się ze zmarłym Robertem, przez co główna bohaterka zostaje wciągnięta w wir wydarzeń. Sara zostaje oczarowana przyjemną atmosferą, słonecznego kraju. A pozytywne uczucia rozbrzmiewają w jej sercu na widok Lwa. Tylko, czy lubowanie się w przyjacielu jej zmarłego, byłego mężczyzny jest dobrym pomysłem?

„Hiszpański pogrzeb” to romans z domieszką wątków paranormalnych. Możemy znaleźć w tej książce wiele ciekawych komentarzy Aki dotyczących miłości, życia, czy marzeń. Duch jest postacią sypiącą mądrościami, które są ciekawym urozmaiceniem historii. Fabuła nie jest rozbudowana. Spotykamy się z kilkoma wątkami, które nie są dokończone bądź wyjaśnione, przez co „Hiszpański pogrzeb” pozostawia uczucie pustki. Możemy się tu zauważyć z nieproporcjonalne rozłożenie akcji. W jednej chwili czas ciągnie się, przez co mamy ochotę odłożyć książkę na bok, a z drugiej bohaterka robi pięć rzeczy naraz i nie wiadomo o co chodzi. Dodatkowo z początku ciężko jest się połapać kim jest tajemnicza Aki. Gdy w końcu wczułam się w fabułę książka zaskoczyła mnie, w negatywny sposób, swym zakończeniem.

Czytanie książki nie sprawia większego problemu. Nie znajdziemy w niej trudnego słownictwa, a styl pisania Mar Zelli jest lekki i przyjemny. Pozwala wczuć się w odczucia Sary Sedler. Dodatkowo czas umilają opisy Hiszpanii, których jest nie za dużo i nie za mało. Jednak przez całą przygodę z „Hiszpańskim pogrzebem” można wyczuć, że brakuje w niej jakiegoś ważnego szczegółu, którego nie da się określić.

W książce brak oryginalności. Z każdym elementem w niej zawartym na pewno można było spotkać się o wiele wcześniej. „Hiszpański pogrzeb” nie wyróżnia się pośród tego typu literatury. Osoby zainteresowane przeżyciami młodej kobiety mogą znaleźć coś dla siebie. Wątek paranormalny, może i nie zachwyca, ale w każdym razie urozmaica czas spędzony przy lekturze.

Humor zawarty w książce w ogóle do mnie nie przemówił. Czuję, że autorce brak poczucia humoru. Jednak wszystko zależy od gustu czytelnika, prawda? Sara Sedler, jest moim skromnym zdaniem, jedną z najgorzej ocechowanych bohaterów książek z jakimi miałam szczęście się spotkać. Denerwuje, nie wie czego chce i zaprząta sobie głowę rzeczami wręcz śmiesznymi – niestety ‘śmiesznymi’ w sposób negatywny. Nie jest dość realistyczna, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Przez większość „Hiszpańskiego pogrzebu” bohaterka wykonuje czynności nieciekawe. Często powiewa nudą, chyba, że pojawi się Aki, która ratuje całość książki.

Mogę polecić tę pozycję na pewno płci pięknej, która chciałaby odpocząć od zawiłych i ciężkich książek. To lektura w sam raz na urlop, a wakacyjna atmosfera na pewno sprzyja w próbie porozumienia się z główną bohaterką. Jednak moim zdaniem „Hiszpański pogrzeb” nie jest książką, której specjalnie powinniśmy szukać.

Ocena: 2/5
            4/10


Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję portalowi:




Informacje:
Autor: Stephen King
Tytuł oryginału: The Cycle of the Werewolf
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: maj 2010
Liczba stron: 128
Kategoria: horror

Groza nadeszła w styczniu – przy pełni księżyca... Pierwszy poznał ją kolejarz, uwięziony w zaspach. Jej kły rozdarły mu gardło. Miesiąc później kobieta w przytulnej sypialni powitała ją krzykiem. Za każdym razem, gdy nadchodzi pełnia, małe miasteczko Tarker Mills nawiedza groza. Nikt nie wie, kto będzie następny. Ale jedno jest pewne. Gdy na niebie płonie krągła tarcza księżyca, Tarker Mills ogarnia paraliżujący strach. Bo wiatr niesie ze sobą warkot, w którym słychać coś jakby ludzkie słowa. A wokół widać ślady potwora...

Moja opinia:


Stephen King jest znanym pisarzem literatury grozy, tym razem chcę Wam przedstawić „Rok wilkołaka” książkę wydaną w 1983r. Cóż można rzec. To raczej krótka lektura na niespełna godzinę czytania, ale skusił mnie opis i chęć poznania kolejnych dzieł Mistrza Horroru. Czytając ją liczyłam na historię, przy której włos się jeży Jednak „Rok wilkołaka” nie wywołał u mnie czegoś takiego.

Książka opowiada o małej mieścince Tarker Mills, gdzie od początku roku nawiedza włochata bestia. Powieść podzielona jest ze względu na miesiące. Autor przybliża nam opisy ataków wilkołaka i ich skutków. Dość oklepany temat jakich pełno. Zero oryginalności ze strony Stephena Kinga. Możliwe, że autor chciał podrasować postać wilkołaków w literaturze, ale nie udało mu się to. Jest on raczej typowym kudłaczem. A więc ten potwór szaleje w mieście i… Na tym się kończy fabuła. Nic innego się tam nie dzieje. Tarker Mills jest raczej nudnawe.
Czy ktoś weźmie się w garść i pokona potwora? Uwolni miasto od klątwy? Musicie sami się przekonać – co nie znaczy, że polecam tę książkę.

Akcję można przyrównać do flaków z olejem. Tak naprawdę nic ciekawego nie ma miejsca. Praktycznie ciągle to samo, tylko opisane w inny sposób. Lekturę umilają nam niezliczone obrazki, których jest więcej nić treści. Jednak, czy warto sięgać po tę książkę ze względu na ciekawe ilustracje? Nie sądzę. Język jak na Stephena Kinga jest dosyć prosty. O wiele mniej zawiły niż w innych jego dziełach. Postacie zmieniają się każdego rozdziału i nie można się wczuć w odczucia jakiejkolwiek. Wszystko wydaje się sztuczne, a postać wilkołaka w ogóle nie przeraża. Odnoszę wrażenie, że King nie przyłożył się do tej historii. Napisał, bo napisał. Tak jak uczeń musi napisać autocharakterystykę na ocenę. „Rok wilkołaka” nie zawiera żadnych nauk. No może oprócz nie oceniania człowieka ze względu na wygląd zewnętrzny bądź umiejscowienie w społeczeństwie. Nic innego nie mogłam z tej książki wyciągnąć.

Przepraszam, że tak krótko, ale sama nie wiem co mogę napisać o tej lekturze. Jak dla mnie zbyt mało treści by poruszyć głębiej jakikolwiek temat. Mogę tylko ostrzec, że nie jest to książka na pierwsze spotkanie z tym autorem, bo się po prostu zrazicie. Wielbiciel Stephena Kinga powinien przeczytać „Rok wilkołaka”, bo zasadą jest, że fan pożera wszystko co napisze dany autor. Ogólnie nie polecam.

Ocena: 2/10


Postanowiłam w końcu stworzyć swój pierwszy konkurs na blogu. Przecież to już 6 miesięcy pisania recenzji i przebywania z Wami w 'blogosferze'! Dlaczego by tego nie uczcić? Ostatnio na mojej półce podwójnie ukazał się "Africanus. Synk konsula". Z ogromną chęcią pozbędę się jednego egzemplarza. O tej lekturze było ostatnio dość głośno i nie ma co się dziwić. Jak dla mnie to niesamowita historia :) Recenzje możecie znaleźć: tutaj!

Zasady konkursu:
1. Chęć udziału proszę zgłaszać w komentarzach. wraz z adresem e-mail.
2. Ucieszę się jeśli dodacie mój blog do 'obserwowanych', ale nie jest to konieczne :)
3. Proszę również o umieszczenie banneru, którego przedstawiam niżej. Wiem, że nie jest piękny, ale nie mam zdolności manualnych.


4. Termin zgłaszania się mija 15.06. 2012 r. po północy.
5. Do konkursu mogą niestety zgłosić się tylko osoby mieszkające w Polsce.
6. Dodatkowy los w loterii można otrzymać dzięki odpowiedzeniu na pytanie: Dlaczego chciałabyś/chciałbyś przeczytać tę książkę?

Zapraszam do zabawy i życzę szczęścia :)

Informacje:
Autor: Paulo Coelho
Tytuł oryginału: Veronika docide morrer
Wydawnictwo: Drzewo Babel
Data wydania: 2000 (data przybliżona)
Liczba stron: 224

Umiera się na wiele sposobów : z miłości, z tęsknoty, z rozpaczy, ze zmęczenia, z nudów, ze strachu...Umiera się nie dlatego by przestać żyć, lecz po to by żyć inaczej. Kiedy świat zacieśnia się do rozmiaru pułapki, śmierć zdaje się być jedynym ratunkiem, ostatnią kartą, na którą stawia się własne życie. Weronika postanawia umrzeć bez wyraźnego powodu, bez żalu i bez patosu. Może dlatego, że szukając łatwych rozwiązań, jej życie stało się mdłe, jak potrawa bez przypraw, pozbawione ziarna szaleństwa. A gdzie szukać szaleństwa, jeśli nie w domu wariatów, pośród tych, którzy obdarzeni nim zostali w nadmiarze? Weronika uczy się na nowo życia, poznaje siebie samą, zmartchwywstaje. Weronika chce żyć inaczej...



Moja recenzja:

„Wariatem jest ten, kto żyje w swoim własnym świecie, jak schizofrenicy, psychopaci, czy maniacy. Albo inaczej: ten, kto jest inny niż reszta ludzi.”


Paulo Coelho to znany wszystkim brazylijski pisarz. Chyba nie ma osoby, która nie potrafiłaby wymienić chociaż jednego tytułu jego powieści. Miałam okazję zapoznać się już z „Alchemikiem”, który był w mojej szkole lekturą i byłam nim miło zaskoczona. Tym razem złapałam w swoje łapki: „Weronika postanawia umrzeć”. Spodziewałam się po tej książce dramatycznych scen, wybuchów emocji i wzruszających chwil. Nie dostałam niczego z wymienionych.

Historia opowiada o Weronice dwudziestoczterolatce, która decyduje się popełnić samobójstwo. Powodem jest monotonność jej życia, wszystko jej się po prostu znudziło. Dziewczyna połyka dziesiątki tabletek nasennych i zapada w sen. Jednak coś się nie udaje, a jej próba samobójcza nie skutkuje. Weronika budzi się w szpitalu psychiatrycznym, a lekarz obwieszcza, że zostało jej pięć dni życia. Teraz od niej zależy jak chce spędzić ten czas. Na początku nie chce czekać prawie tygodnia i po raz kolejny spróbować samobójstwa. Jednak ludzie ze szpitala zaczynają ją pociągać. Ich rozumowanie sprawia, że Weronika postanawia zostać na tym świecie jeszcze kilka dni. Z początku czuje się niechciana. Każdy pacjent wie, że wisi nad nią widmo śmierci i nie ma zamiaru się do niej przywiązywać. Tylko nie jest to takie proste zadanie.

„Świadomość śmierci pobudza do życia.”

Weronika jest niesamowitą postacią. Czasem mogłam w niej zauważyć siebie samą. Podoba mi się w jaki sposób autor przedstawił oddziaływanie na siebie ludzi. Weronika dała innym powód do wrócenia do rzeczywistości. Za to oni pokazali jej jak wyglądają prawdziwe emocje. Miłość, namiętność, wstyd, złość. Weronika tak naprawdę nie wiedziała co one oznaczają.

Paulo Coelho po raz kolejny ukazuje nam jakim szczęściem jest życie, a jak potężna jest miłość. Ukazuje nam sposób myślenia osób ‘chorych umysłowo’. Przedstawia nam życie w szpitalu psychiatrycznym i to w dość ciekawy sposób. Wszystko jest realistyczne, ze względu, że autor to wszystko przeżył. „Weronika postanawia umrzeć” nie opowiada tylko o tytułowej bohaterce. Poznajemy również historię Mari, Zedki i tajemniczego Edwarda. Jednak nie mogę powiedzieć by mnie one wciągnęły, z czasem miałam ochotę odłożyć książkę i do niej nie wracać. Jednak chęć poznania zakończenia przewyższała moją niechęć. Paulo Coelho ma swój styl pisania, którego nie potrafię określić. W każdym razie nie podoba mi się on. Dlatego właśnie książkę czytało się dość ciężko. Niektóre momenty męczyły mnie.
Gdy dotrwałam do zakończenia historii Weroniki, które zapowiadało się naprawdę romantycznie poczułam ogromne rozczarowanie. Nie potrafiłam wyłapać żadnych uczuć wypełzających z książki. Wszystko było przedstawiane tak byle jak. W sposób profesjonalny.
„Weronika postanawia umrzeć” na pewno jest lekturą z przesłaniem. Jednak nie będę jej nikomu polecać. Nie będę krzyczeć na cały głos: powinniście to przeczytać. Jeśli macie ochotę na historię tego typu, to powinniście zapoznać się z Weroniką.

Ocena: 6/10

„Bo wszyscy w taki czy inny sposób jesteśmy szaleni.”
Informacje:
Autorka: Jessica Rowley Pell Bird
Tytuł oryginału: A Novel of the Black Dagger Brotherhood. Lover Awakened
Seria/cykl wydawniczy: Bractwo Czarnego Sztyletu tom 3
Wydawnictwo: Videograf II
Data wydania: lipiec 2010

Liczba stron: 448

Walka z odwiecznymi przeciwnikami wampirów toczy się dalej, ale oto na Bractwo spada kolejny cios. Bracia bliźniacy, Furiath i Zbihr, zostają uwikłani przez los w dramatyczny splot wydarzeń. Swego czasu Furiath uwolnił swego brata z rąk okrutnych reduktorów. Mimo że od tego czasu minęło ponad sto lat, rany Zbihra nie chcą się goić. Zraniony na ciele i duszy jest najbardziej ponurym, zamkniętym w sobie i budzącym grozę wojownikiem Bractwa. Dopiero gdy spotyka piękną Bellę, która najwyraźniej jest w nim zadurzona, nagle budzi się w nim dawno pogrzebane uczucie: nadzieja. Tymczasem jego brat, który od dawna żyje w narzuconym przez siebie celibacie, również zaczyna interesować się Bellą. Gdy młoda wampirzyca zostaje uprowadzona przez jednego z reduktorów, bracia muszą przezwyciężyć wzajemne animozje i ruszyć ukochanej kobiecie na ratunek.

Moja recenzja:

„Wieczna miłość” jest już trzecim tomem znanej większości serii „Bractwa Czarnego Sztyletu” autorki J.R Ward. Opowiada historię walki ugrupowania wampirów z reduktorami – stworzeniami mającymi na celu zniszczenie populacji krwiopijców.

Tym razem głównymi bohaterami książki jest Zbihr, jego brat bliźniak Furiath i Bella. Oklepany pomysł trójkąta miłosnego? Może, a może nie. Wcześniej wymieniony Z jest wampirem z brutalną przeszłością, w którą mamy możliwość się zagłębić. Przez wieki trzymał się z daleka od kobiet, od czułości kogokolwiek. Odgrodził się murem, którego nikt nie potrafi pokonać. Jednak, gdy Bella zostaje porwana przez reduktorów coś w mężczyźnie zaczyna się kruszyć. Czuje potrzebę uwolnienia jej. Mimo wszystko utrzymuje kobietę na dystans, bojąc się tego co tli się pod jego skórą. Wampirzyca z wielką czułością odnosi się do Zbihira, który wydaje się jej być ‘tym jedynym’. Furiath, który trzyma się z boku, ze względu na brata odkrywa w sobie zbyt pozytywne uczucia odnośnie Belli. Mimo tego ukrywa je, ponieważ zauważa pewną zmianę w Zbihirze. Jego nienawiść powoli zanika. Czy ból przeszłości pozwoli mu na cieszenie się teraźniejszością?

Spotykamy wszystkich bohaterów wcześniejszych części i coraz bardziej zagłębiamy się w historię Bractwa, które powoli staje na nogi. Poza głównym wątkiem miłosnym tej książki, odkrywamy również poboczne. Zagłębiamy się w historię bohaterów drugoplanowych. Reduktora imieniem David, czy Johna i jego nowej rodziny. Wszystko staje się przez to przyjemniejsze, a autorka pozwala nam odetchnąć od ciągle napiętej atmosfery między Zbihirem, Furiathem i Bellą.

Każdy z bohaterów jest wspaniale zbudowany, ich charaktery są wyjątkowe. Żadna ich przygoda nie wydaje mi się być nudna. Akcja jest napięta. Pełna zwrotów akcji i zaskakujących decyzji postaci. W wielu momentach otwierałam szeroko oczy w geście zdziwienia, czasem byłam wręcz zszokowana. W tej serii nie można niczego się spodziewać. Sympatyczne opisy umilają czytanie i pozwalają wyobraźni działać. Dodatkowo książkę trzeba uznać za tą dla starszych czytelników ze względu na dużą ilość krwawych scen walki i tych ‘łóżkowych’. Fabuła jest na pewno oryginalna. J.R Ward stworzyła krwiopijców ze stertą cech zwierzęcych, wymieszanych także z tymi ludzkimi. Walki o terytorium, kobietę, rodzinę, przyjaciół. Zazdrość, chęć zemsty, krwi. Wszystko jest mieszanką wybuchową, dzięki czemu od „Wiecznej miłości” nie można się oderwać.

Pisząc tę recenzję muszę wspomnieć, że Zbihr jest moją ulubioną postacią z całej serii. Już w pierwszej części mimo, że pojawił się tylko kilka razy chwycił moje serce. Mężczyzna z blizną przechodzącą przez całą twarz, tatuażami niewolnika [tzw. juchacza], wydzielający aurę nienawiści. Zbihr jest tajemniczy i nie można się wprost doczekać by poznać jego historię. Książka ukazuje nam jak wielką siłą jest miłość i jak bardzo potrafi zmienić człowieka. Ale tak jak już wcześniej wspomniałam, nic nie jest łatwe. Obserwujemy odrzucanie się obu stron wzajemnie, mam na myśli Bellę i Zbihira.

,,Gdy odnalazłaś mnie, oddychałem, a przecież nie byłem żywy. Widziałem, a przecież byłem ślepy. Kiedy nadeszłaś... przebudziłem się." - Zbihr

Wiem, że seria „Bractwa Czarnego Sztyletu” ma wrogów jak i sprzymierzeńców. Ja na pewno należę do tej drugiej grupy. Więc mogę polecić zapoznanie się z nią, a tych którzy jeszcze nie sięgnęli po „Wieczną miłość” mogę powiedzieć, że to póki co najlepsza część.

Ocena: 9/10



Informacje:
Autorka: Anna Onichimowska
Data wydania: grudzień 2007
Wydawnictwo: Świat Książki
Ilość stron: 158

Kolejna, ale nietypowa książka o narkomanii. Główny bohater, Jacek, któremu teoretycznie niczego nie brakuje, wraz z dziewczyną sięga po narkotyki. Książka opisuje całą rodzinę Jacka, pozornie idealną. Jednak pozory mylą - dla matki Jacka liczy się głównie kariera, jego ojciec wciąż wyjeżdża w delegacje a do tego ma problemy z alkoholem. Cała sytuacja diametralnie zmienia się, gdy mały Michał (brat Jacka) sięga po skręta...

Moja recenzja:



„Powinnaś mieć na imię Hera, nie żadna Kometa. Hera, moja siostra. Hera, moja miłość...”

„Hera moja miłość” jest książką, której tytuł wiele razy obił mi się o uszy. Słyszałam na jej temat wiele dobrych opinii i na własnej skórze chciałam poczuć ‘niesamowitość’ tej książki. Muszę przyznać, że okropnie się zawiodłam.  

Książka opowiada o Jacku i jego rodzinie. Poznajemy go w trakcie podłamania psychicznego, ma problemy z dziewczyną, a po marihuanę sięga coraz częściej. Jego mama i tata nie znajdują dla niego czasu. Tak naprawdę brak tam jakiejkolwiek rodzinnej atmosfery. Po wypadku, który wstrząsnął każdym domownikiem wszystko się sypie. Jacek odgradza się od każdego, jego rodzice popadają we własne szaleństwa. Wtedy młody chłopak zaczyna pakować się w jeszcze gorsze bagno. Poznaje Kometę [Alę], której uzależnienie nie jest tak ‘delikatne’ - jeśli w ogóle można tak powiedzieć na temat uzależnienia – jak u Jacka. Sięga po heroinę, prostytuuje się, a jej rodzina śmierdzi patologią. Jej siostra bliźniaczka, Dorota, próbuje trzymać młodego chłopaka z daleka od śmierci, którą jest Kometa, tylko czy jej się to uda? Jacek popada w coraz większy nałóg, sięga po twarde narkotyki. Czy wydostanie się z miejsca, które tak bardzo go pociągało i przerażało? Czy przeżyje swoją ‘przygodę’?

„Wszyscy kiedyś umrzemy. Tylko jedni wcześniej, drudzy później. Chodzi o to, żeby to odwlec. Jak najdalej...”

Bohaterką, która mnie najbardziej zachwyciła była mimo wszystko Kometa. Jej styl bycia, opis zachowania młodej narkomanki. Poprzez książkę, można było wyczuć aurę unoszącą się wokół jej osoby. Czarująca, niebezpieczna, tajemnicza, wyzbyta strachu. Potwór, który zrobi wszystko by zdobyć działkę. Uczucia głównego bohatera były realistycznie opisane, niektóre sytuacje w jego rodzinie mogłam przerzucić na własne doświadczenie. Przede wszystkim podobała mi się odsłona, gdzie Jacek chciał porozmawiać z rodziną, ponieważ dawno coś takiego się nie zdarzyło. Jak scena wyjęta z życia wielu nastolatków. Na Dorotę również należy zwrócić uwagę. Czuje bezgraniczną miłość do swojej siostry, lecz tym samym brzydzi się jej rozumowania i stylu bycia. Ostrzega wszystkich przed nią, a sama dotrzymuje jej kroku by w każdej sekundzie móc pomóc. Można jej tylko współczuć.

„Hera moja miłość” jest oparta na prawdziwych zdarzeniach – może dlatego wszystko wydaje się tak prawdziwe. Realia polskich rodzin i narkomanów. Akcja raz jest powolna, aż irytująca. Pod koniec książki zostajemy wciągnięci w wir wydarzeń i tak naprawdę nie wiadomo co się kiedy stało. To wielki minus, ponieważ kawał fabuły musimy sami sobie uzupełnić. Wiem, że to miał być zabieg podkreślający amnezję po zażyciu narkotyków przez głównego bohatera, ale jednak te ‘wyrwane kartki’ poddenerwowały mnie. Język jest prosty, lecz niezbyt barwny, po prostu nudny.

Czytając każdą książkę poruszającą temat narkotyków wśród młodzieży musze ją porównać do „My, dzieci z dworca ZOO”. „Hera moja miłość” wypadła słabo w porównani z wcześniej wymienioną. Brakowało mi ostrych scen podkreślających brutalność świata, w którym znalazł się Jacek. Oprócz uzależniania od narkotyków spotykamy się również z alkoholizmem. Niestety temat praktycznie nie jest poruszony.

Mogę polecić tę książkę, ale nie mam zamiaru szczególnie namawiać. To w pewnym sensie straszna historia, ale ‘nie wywołuje obrażeń na duszy czytelnika’. Po prostu czegoś mi brakowało, a po kontynuację "Hery...", czyli "Lot Komety" raczej nie sięgnę. 
Ocena: 6/10

„Czyż istnieje ucieczka bardziej idealna niż ta od własnych problemów i lęków?”

Informacje:
Autorka: Beth Revis
Oryginalny tytuł: Across the Universe
Oryginalny język: angielski
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data premiery: marzec 2012
Ilość stron: 392
Seria/cykl wydawniczy: W otchłani tom 1

[“Przerażające i cudownie klaustrofobiczne, które jest po części sci-fi, po części dystonią, zupełnie olśniewające dzieło.”

Siedemnastoletnia Amy dołącza do swoich rodziców jako zamrożony ładunek na pokładzie ogromnego statku kosmicznego Godspeed i sądzi, że obudzi się na nowej planecie za trzysta lat. Nigdy nie przypuszczałaby, że jej drzemka skończy się o 50 lat za wcześnie i że będzie zmuszona żyć w wymagającym odwagi i uporu świecie statku kosmicznego, który rządzi się swoimi prawami.
Amy szybko zdaje sobie sprawę, że jej pobudka nie była żadną awarią komputera. Ktoś z kilku tysięcy mieszkańców statku próbował ją zabić. I jeśli Amy nie zrobi czegoś i to szybko, jej rodzice będą następni.
 Teraz Amy musi spieszyć się, aby rozszyfrować ukryte sekrety statku Godspeed. Lecz wśród jej listy podejrzanych morderców jest tylko jeden, który naprawdę się liczy: Elder, przyszły dowódca statku i miłość, której nigdy by nie przewidziała.]

Moja recenzja:

„W otchłani” zaintrygowało mnie opisem z tyłu książki, dawno nie czytałam czegoś o podobnej, lecz oklepanej tematyce. Lot statkiem kosmicznym, zamrożenie na kilkaset lat, misja zaludnienia planety. Oczywiście każdy z Was spotkał się z czymś podobnym, czy to film, czy książka. Tylko „W otchłani” jest coś bardziej pociągającego, może ten wątek kryminalny. Próba rozwiązania wielkiej tajemnicy [chociaż miałam nieprzyjemność odkrycia niewiadomej przed bohaterami, co jak dla mnie jest wielkim minusem].

Zaczynając od fabuły. Poznajemy Amy podczas jej zamrożenia, otrzymuje ona możliwość odwrotu i powrócenia do domu jednak z miłości do rodziców udaje się w trzystuletnią podróż na nieznane ziemie. Jednak coś jest nie tak, ponieważ zostaje przebudzona zbyt wcześnie. Dziewczyna ledwo co przeżywa swoją pobudkę, a później musi dostosować się do życia na „Błogosławionym”. To trudne zadanie, ponieważ tam wszystko jest inne i można rzecz sztuczne. Widzi się niebo, ale nie jest ono prawdziwe, trawa, zmutowane zwierzęta i ludzie, którzy zachowują się jak cyborgi. To coś całkowicie innego niż Sol-Ziemia.
Amy staje się ‘dziwolągiem’ przez jej bladą cerę i rude włosy – reszta statku jest jej przeciwieństwem. Każdego cechuje ciemniejszy, opalony kolor skóry i brązowe, praktycznie czarne włosy. Mimo całkowitego odseparowania od społeczeństwa dziewczyna znajduje pomoc u Starszego. Jest to chłopak, który kiedyś rozpocznie zarządzanie całym statkiem. Póki ‘wodzem’ jest Najstarszy. Despotyczny władca, zwykły tyran. Autorka opisuje go jako człowieka również uzależnionego od alkoholu, agresywnego i porywczego starca. Okazuje się, że Amy nie została jako jedyna przebudzona. Ktoś odmraża hibernowanych ludzi, a bez odpowiedniej opieki medycznej obudzeni umierają. Morderca grasuje, a młoda dziewczyna wraz ze Starszym próbuje rozwiązać tę zagadkę przez strach o własnych rodziców, którzy bezbronni leżą w komorach. Amy ukazuje Starszemu prawdę o „Błogosławionym”. Tłumaczy, że to co tu się dzieje jest po prostu złe, że to wszystko jest kłamstwem. Po pewnym czasie ta  dwójka siedemnastolatków zaczyna zadawać sobie pytania: Ile tak naprawdę trwa już ich podróż tym statkiem?

„W otchłani” zawiera to co powinna zawierać dobra książka. Barwnych niepowtarzalnych bohaterów, wątek miłosny, oraz kryminalny i szokujące zwroty akcji. Autorka stworzyła ciekawy świat pod względem polityki, ale również opisy „Błogosławionego” były bardzo dobre i ciekawe. Nie nudziły mnie, a za to pozwalały działać mojej wyobraźni. Prosty język nie powinien nikomu sprawiać kłopotu, więc książkę czyta się szybko. Na szczęście nie rozstajemy się z głównymi bohaterami i nie czujemy tego niedosytu. „W otchłani” pozostawia tylko chęć przeczytania kolejnej części zatytułowanej „Milion słońc”, którą na pewno przeczytam.

Jednak czasem historia wydaje się wytarta z uczuć i brakuje jej ‘tego czegoś’ co ma trzymać w napięciu przez całą przygodę z lekturą. Ale miejmy nadzieję, że w przyszłości autorka poprawi swój błąd. Kolejnym minusem jest tak jak już wcześniej napisałam zbyt oczywiste rozwiązanie zagadki seryjnego mordercy. Po ponad połowie książki mogłam się zorientować kim on jest – tajemnica była zbyt prosta. Za mało zawiła. O dziwo nie miałam ochoty odłożyć przez to książki, ponieważ Beth Revis ‘dokarmiała’ mnie nowymi wątkami i ciekawymi informacjami. Dodatkowo nie polubiłam Starszego. Możemy obserwować świat oczami tego bohatera, ponieważ książka dzieli się na rozdziały i raz opisuje nam swoje spostrzeżenia Amy, a raz Starszy. Mimo wszystko powinien być on bardziej kolorowy. Wtapiał się w tłum jakże fantastycznych postaci drugoplanowych, które zachwycały sobą bardziej od praktycznie głównego bohatera. 

Jak widać przedstawiłam Wam minusy, ale nie zniechęcajcie się. To naprawdę dobra książka, przy której można spędzić kilka wieczorów. Wydaje mi się, że każdy czytelnik nawet nieprzepadający za science fiction znajdzie coś dla siebie. „W otchłani” są wymieszane gatunki literackie – z każdego po trochu. Osobiście polecam, lektura warta uwagi. 
Poza tym, czyż okładka nie jest wspaniała?

Ocena: 8/10





Ostatnio zostałam oTAGowana przez Moonię, oraz  Drrimę za co bardzo dziękuję! :) Tak, więc poniżej podam listę zasad, a za chwilę zaczytacie się w moich odpowiedziach na 22 pytania. 

1. Każda oTAGowana osoba ma za zadanie odpowiedzieć na 11 pytań zadanych przez 'Taggera' i odpowiedzieć na nie na swoim blogu.
2. Po odpowiedzeniu na zadane pytania wybierasz nowe 11 osób do TAGowania i piszesz je w swoim w poście.
3. Tworzysz 11 nowych pytań dla osób oznaczonych w TAGu i piszesz je w swoim TAGowym poście.
4. Wymieniasz w danym poście osoby oTAGowane przez Ciebie.
5. Nie oznaczaj oTAGowanych już osób.
6. Poinformuj wypisane osoby, że zostały oTAGowane.
Ona pamięta wszystko. Jego smak, zapach, miękki dotyk jego dłoni. Takiej miłości i namiętności nie przeżyła ani nigdy wcześniej ani nigdy później. I nie było ważne, że był księciem. Prawdziwym. Wystarczyło, że pozostawał władcą jej serca.
Ich więź nigdy nie została przerwana, mimo że niedane było im być razem.
Czy ta historia to wymysł schorowanej kobiety czy może najcenniejsze ze wspomnień, wciąż powracające ze zdwojoną siłą?

W Marzycielce z Ostendy Eric-Emmanuel Schmitt bada kruchą naturę marzeń - wspomnień, impresji, wyobraźni. Rzeczy, których waga często nam umyka, a które przecież decydują o naszym życiu.

Informacje:
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: listopad 2011
Tytuł oryginału: La reveuse d'Ostende
Ilość stron: 320


Twórczość Erica-Emmenuela Shmitta poznałam przez „Oskara i Panią Różę”, która była lekturą szkolną. Chyba jak każdego książka wzruszyła mnie i wywołała pustkę, wręcz wytarła z emocji. Tym razem miałam okazję zapoznać się z „Marzycielką z Ostendy” i również wpadłam w magiczny świat autora. Wciąż zadaję sobie pytanie: Dlaczego to trwało tak krótko?

Książka jest zbiorem kilku opowieści:
-„Marzycielka z Ostendy”
-„Zbrodnia doskonała”
-„Ozdrowienie”
-„Kiepskie lektury”
-„Kobieta z bukietem”

Każda z nich porusza delikatną stronę ludzkiej natury. Chodzi o miłość, zazdrość, nienawiść, zmieszanie i nadzieję. Wszystkie historie przekazują nam jakieś porady życiowe. Pięć dość krótkich opowiadań tak mnie wciągnęło, że nawet nie wiem kiedy zakończyłam przygodę z lekturą.

„Marzycielka z Ostendy” mówi o historii jakiej nie sposób sobie wymarzyć. Tytułowa postać Emma Van A. opowiada o swojej miłości w sposób tak niesamowity i pełen uczuć, że wywołuje to zazdrość. Wszyscy uważają, że jej życie było wręcz nudne, ale tak naprawdę wypełniało je wiele pozytywnych uczuć. Opowieść wywołuje potok przemyśleń i odbudowuje wyobrażenie na temat prawdziwej miłości. Marzycielka, zapadła mi w pamięć.

„Zbrodnia doskonała” to opowieść jakiej nie oczekiwałam w tej książce. Kobieta zrzuca swego męża ze skarpy, nie czuje co do swojego czynu żalu. Cieszy się, że po kilkudziesięciu latach małżeństwa ma spokój. ‘Stety’ zabójczyni staje przed sądem, gdzie wysłuchuje zeznań ludzi, którzy mówią jak niesamowitym małżeństwem byli. Teraz kobietę zaczynają trapić wątpliwości. Jak skończy się jej historia? I co znajduje się w tajemniczych pudełkach, które przechowywał jej mąż?

W „Ozdrowieniu” Schmitt ukazuje piękno kobiet. W pewien sposób podnosi samoocenę płci pięknej. Ukazuje, że każda z nas może poczuć się dobrze w swoim ciele. To naprawdę sympatyczna historia o pielęgniarce, która opatruje niewidomego mężczyznę po wypadku. Czy złamie zasady i zbliży się do pochorowanego?

„Kiepskie lektury” to opowiadanie o nauczycielu, który trzyma się z dala od literatury pięknej. Niestety akurat ta cześć książki podobała mi się najmniej. Po prostu nie przypadła mi do gustu.

„Marzycielkę z Ostendy” zamyka „Kobieta z bukietem”. Tytułowa postać czeka co roku od możliwe, że nawet kilkudziesięciu lat za mężczyzną. W końcu wyłania się z pociągu, tylko co dalej? Kobietę charakteryzuje wielka cierpliwość i nadzieja – ciepłe uczucie pozwalające przetrwać. Jednak nadal nie wiem kim osobnik, który pojawił się na powrót w życiu głównej bohaterki. Czy to miłość, czy śmierć…

Książka jest pisana bardzo prostym językiem zrozumiałym dla każdego czytelnika. „Marzycielkę z Ostendy” czyta się bardzo szybko, dlatego siedzimy w jej świecie dość krótki czas i to wielki minus. Powieści pozostawiają po sobie setki przemyśleń, wzruszają i powodują, że chce się coś zmienić w swoim życiu. To jedna z tych lektur, które zmieniają nastawienie od reszty świata. Cieszę się, że przeczytałam „Marzycielkę…” to nie był stracony czas. Polecam ją każdemu czytelnikowi.

Ocena: 8,5/10
Obsługiwane przez usługę Blogger.