„Wizje w mroku” to książka, którą kupiłam ze względu na cenę, która po obniżce wynosiła około 15 zł. Oczywiście rzuciłam się na nią nie zapoznawszy się z żadną recenzją i cieszę się, że to zrobiłam. Książka zapadła w moim sercu i stała się jedną z ulubionych.





Pierwsze za co zabrałam się po skończeniu tej książki to właśnie ta recenzja. „Blask nocy” całkowicie różni się od pierwszej części, to kompletne przeciwieństwa. Jest to książka z gatunku paranormal romance i kontynuacja serii „Cień nocy”.










Ostatnio uzbierał mi się kilka książek i mój  stos robi się coraz większy. Stwierdziłam, że to dobra okazja do ukazania pierwszego stosiku. Nie jest on jakiś wygórowany, ale to zawsze coś.





Informacje od wydawnictwa:

Autor:                Monroe Lee
Data premiery: 2011-05-16
Ilość stron:        376
Tłumaczenie:     Lipińska Joanna

Opis:

Zanurz się w świecie mrocznego romansu paranormalnego,
w którym czarująca bohaterka musi wybrać pomiędzy dwoma
niepokojąco kuszącymi możliwościami.

Jane Jonas, która niedługo skończy szesnaście lat, ma niepokojące powtarzające się sny. Pojawia się w nich tajemniczy chłopak i mówi jej, że są sobie przeznaczeni. Jej matka jest coraz bardziej zaniepokojona niebezpiecznymi nocnymi wędrówkami dziewczyny. Ale świat snów i rzeczywistość już niedługo się spotkają…
Gdy Jane zaprzyjaźni się z tajemniczym nowo przybyłym chłopakiem, niezmiernie interesującym blondynem, fascynującym i innym niż wszyscy, zapragnie go bardziej niż kogokolwiek… dopóki na jej drodze nie stanie towarzysz ze snów.
Dziewczyna musi wybrać jeden z dwóch światów –– ten znajomy, w którym pojawiła się romantyczna ekscytująca nuta lub ten drugi, mroczny i groźny, gdzie anioły, wilkołaki i czarujący nieznajomy starają się ją uwieść.

Moja opinia:

Do tej książki przyciągnęła mnie okładka. Ładna dziewczyna ubrana w delikatną, zwiewną i niebieską sukienkę, a na drugim planie postać wilka. To wszystko jest spowite tajemnicą i możliwe, że dlatego tak mnie to przyciągnęło.

Książka opowiada o Jane Jonas. Dziewczyna, która uczy się w domu przez problemy z rówieśnikami. Jest samotna i niezbyt pewna siebie. Kolejna Bella Swan, jak to niektórzy ujmują? Nie wydaje mi się. Poza tym nie lubię porównywać różnych bohaterów książek.
Jane zaprzyjaźnia się z przystojnym chłopakiem, coś ich do siebie zbliża. Czy to jakieś większe uczucie? Chyba tak. Jednak w Evanie jest coś dziwnego, mimo wszystko dziewczyna stara się to ignorować i zwala wszystko na to co przeżył. Gdy jej sny o dziwnym chłopaku nasilają się jej świat staje do góry nogami. Kim jest Luka, który pojawił się jakby znikąd? Dlaczego są sobie „przeznaczeni” i co to ma znaczyć? Gdy chłopak ze snów dzieli się z nią przerażającą wiadomością, Jane nie wie co robić. Zostawić wszystko co zna i przybyć do nowego świata, czy zostać z rodziną i Evanem. 
Ten ‘drugi świat’ jest bardziej apetyczny, co jest chyba oczywiste. Wilkołaki, anioły i wampiry, które mają ochotę wgryźć się w jej szyję. Niebezpieczeństwo przyciąga.

Jedna dziewczyna. Dwa światy. Dwie bratnie dusze.
Dwie miłości. I jedna śmiertelnie niebezpieczna decyzja.

Pomysł na fabułę nie jest oryginalny, często spotyka się książki z gatunku paranormal romance, które opisują wejście dziewczyny, do tego drugiego świata. Czy nawet perypetie nastolatki pod tytułem ‘Którego z przystojniaków wybrać?
Książka niespecjalnie przypadła mi do gustu. To nie są moje klimaty. Ciągnąca się zbyt wolno, akcja. Brak wyrazistej postaci. Autorka skupiła się na baśniowym świecie, delikatnych opisach i zapomniała chyba dodać tego 'pazurka', dzięki któremu książka jest warta większej uwagi. Książka trzyma w napięciu, ale dopiero w końcowych rozdziałach. Wcześniej wszystko jest melancholijne. 

„Mroczne Serce. Przeznaczeni” znalazła się na mojej półce i nie mam zamiaru jej z niej wyrzucać. O dziwo decyduję się na kupno kolejnej części,  ze względu na zakończenie, które budzi u mnie sprzeczne uczucia.

Książkę oceniam na 2,5/5 i mam nadzieję, że kolejna część zaskoczy mnie prawdziwą akcją.






Kolejnym paranormalnym romansem, za którego się zabrałam to „Niektóre dziewczyny gryzą” autorki Chloe Neill. Czego spodziewałam się biorąc tą książkę w ręce? Po tytule, na pewno dozy erotyzmu, szybkiej i zręcznej akcji owiniętej tajemniczością i na pewno na tej liście musi się znaleźć przystojny wampir, który przyciąga samym opisem.


„Niektóre dziewczyny gryzą” opowiada o nowo przemienionej wampirzycy Merit, która była zwykłą studentką. Podczas powrotu z uczelni została zaatakowana i zmieniona w krwiopijcę, a to wszystko wbrew jej woli. Jej przygody opierają się na próbie dostosowania się do sytuacji, w której się znalazła.
Akcja dzieje się w Chicago, gdzie wampiry w końcu ujawniły swoje istnienie. Panująca w wietrznym mieście sytuacja polityczna jest napięta, sojusz jest niepewny, a w samym środku problemów znajduję się Merit, która nie wie co ma robić. Z jednej strony powinna być lojalna Domowi Cadogan – jednemu z czterech najstarszych wampirzych klanów, a z drugiej czuję się poszkodowana i pragnie jakiegoś wynagrodzenia. Co dostaje w zamian? Ethana – Mistrza domu, który wymusza na niej lojalność i poddanie. Nawiasem mówiąc Ethan jest chyba najbardziej arogancką postacią z jaką miałam styczność. Dodatkowe treningi z sadystycznym czarodziejem Catcherem. I zębate perypetie miłosne.


Tak jak napisałam wcześniej, spodziewałam się szybkiej akcji, której niestety tu nie znalazłam, książka czasem ciągnęła się i ociekała spokojem, w innych chwilach czuło się napięcie i nie chciało się od niej oderwać. Mimo wszystko można tu znaleźć wiele plusów. Postacie – każda z nich ma interesujący charakter, ciekawe poczucie humoru i jakieś swoje sekrety. W tej książce są również ukazane takie postacie jak czarodzieje, wilkołaki i dużo więcej dziwacznych stworzeń.


Szczególną uwagę należy poświęcić Morganowi. Jest on Drugim ( tak jakby zastępcą Mistrza ) Domu Navarre. Jego postać spowija aura tajemniczości, ale to nie wszystko. Już przy pierwszym spotkaniu tego wampira w jednym z klubów poczułam do niego jakąś sympatię i dzięki niemu mam ochotę rzucić się na kolejną część historii wampirzycy Merit.


„Niektóre dziewczyny gryzą” jest pierwszą częścią serii „Wampiry z Chicagolandu”. Polecam tą pozycję, może ona zaciekawić wielu czytelników, chociaż okładka mimo wszystko nie wygląda apetycznie. Oceniam ją na 4/5. 





Książką, po którą ostatnio sięgnęłam to: „Cień nocy” Andrei Cremer. Na samym początku nie byłam do niej przekonana, w skrócie stwierdziłam, że będzie to kolejna historia, której brak oryginalności. Dopiero trzy dni temu moja przyjaciółka wcisnęła mi ją w ręce, zmuszając mnie do przeczytania jej. Tak, właśnie zaczęłam swoją historię z Callą i jej klanem.

Andrea Cremer od początku interesowała się magią i zjawiskami paranormalnymi, nic więc dziwnego, że w tej książce możemy znaleźć idealne i barwne opisy postaci Strażników i Opiekunów. By wprowadzić Was do świata „Cienia Nocy” muszę wspomnieć o legendzie stworzenia tych dwóch ras. Opiekunowie są czarownikami/czarownicami, których podobno stworzył sam Bóg. Zostali oni zesłani na ziemię, niestety nie potrafili się dogadać, przez co podzielili się. Ta druga grupa została nazwana Poszukiwaczami. By Opiekunowie mogli chronić świat przed nimi stworzyli Strażników, których potocznie można nazywać wilkołakami. Właśnie jednym z nich jest Calla, samica alfa z klanu Cienia Nocy. Jest ona główną bohaterką o platynowych włosach i z brakiem wyczucia mody. Jej życie toczy się normalnie. Niedługo zbliża się jej ślub, który ma zapoczątkować bardzo ważną unię między dwoma klanami, a przy tym ma stworzyć kolejny. Opiekunów nie obchodzi, czy kocha ona Rena – wilkołaka z klanu Kary Nocy, a Calla sama nie wie co sądzić na ten temat. Od początku stworzenia Strażników, było normalne, że czarownicy tworzą pary, by powstali jak najlepsi potomkowie. Dziewczyna godzi się z tą decyzją. Pewnego dnia na patrolu spotyka chłopaka, który zostaje zaatakowany przez niedźwiedzia. Wtedy po raz pierwszy w swoim życiu zdecydowała się zignorować zakazy wpajane jej do głowy. W zwierzęcej postaci uratowała go, a potem ukazała mu swoją ludzką. Okazuje się, że chłopak – Shay uratowany w lesie został nowym uczniem szkoły, do której uczęszcza Calla. Przez niego wszystko w co wierzyła zostanie wystawione na próbę. Czy Strażniczka zdecyduje się dopełnić unię? Czy może więź między Shayem, a nią jej na to nie pozwoli?

Postacie są zjawiskowe. Każda ma własny, dobrze ukazany charakter i własny styl. Mimo wszystko najmniej podobała mi się postać Shaya, który był zbyt „mdły”. Autorka nadała my zbyt dużo delikatnych cech. Możliwe, że to tylko moja wyobraźnia, ale zwracam tylko na to uwagę. Dużym plusem jest również problematyka związana z hierarchią i nadciąganiem władzy. Byłam w niektórych przypadkach zszokowana zachowaniem Opiekunów, ale także Strażników.

„Cień Nocy” czyta się z zapartym tchem. Jej prosty język pozwala nam na szybkie zapoznanie się z historią, bez większych problemów. Kierowana jest ona do dziewczyn w wieku od 14 roku, ale uważam, że starsze kobiety, też znajdą w niej coś specjalnego. Książkę oceniam na 4,5/5. Nie przyciągała mnie, ale zrobiła to co potrzeba by mnie pozytywnie zaskoczyć. 

Obsługiwane przez usługę Blogger.