Katniss Everdeen wraz z matką i siostrą mieszka w Trzynastce - legendarnym podziemnym dystrykcie, który wbrew kłamliwej propagandzie Kapitolu przetrwał, a co więcej, szykuje się do rozprawy z dyktatorską władzą.
Katniss mimo początkowej niechęci, wykończona psychicznie i fizycznie ciężkimi przeżyciami na arenie, zgadza się zostać Kosogłosem - symbolem oporu przeciw kapitolińskiemu tyranowi.
~* * *~
Gdy sięgałam po pierwszą część „Igrzysk Śmierci”
skakałam z radości. Najzwyczajniej cieszyłam się, że mam okazję do przeczytania
tej trylogii. Przecież tyle osób ją tak dobrze oceniało, że zapał do niej
udzielił się i mi. Jednak podczas czytania „Kosogłosa” towarzyszył mi ukryty,
wewnętrzny smutek. W końcu zapowiada on koniec mojej przygody z Katniss i
innymi bohaterami. Bardzo przywiązałam się do wszystkiego co stworzyła Suzanne
Collins i ciężko mi było się z tym rozstać.
„Mam się stać Kosogłosem…”
Główna bohaterka zostaje przeniesiona do
tajemniczego 13 dystryktu. Przez ostatnie wydarzenia ląduje w sali szpitalnej.
Katniss po wszystkim co przeszła, załamała się. Peeta został uwięziony przez
Kapitol, zapewne jest również torturowany. Do tego zbliża się praktycznie
nieunikniona walka o wolność. A rebelianci potrzebują właśnie jej – młodej
dziewczyny, która musi podejmować decyzje, których nie podjąłby w pełni dorosły
człowiek. Jak ma pomóc innym, skoro nie potrafi pomóc sama sobie? Mimo tego
dziewczyna podejmuje się zadanie i zostaje tytułowym „Kosogłosem”. Tym samym wplątuje
się w sam środek krwawej bitwy, gdzie wszystkie sztuczki są dozwolone.
Trylogia „Igrzysk Śmierci” jest tą, o której można
usłyszeć wszędzie. Czy to w pobliżu kin, czy księgarni. Rzecz jasna, że
preferuję wersję papierową, ale nie można powiedzieć, że nie czekam na kolejne
części ekranizacji. Jednak co takiego w tej historii spodobało się tak wielu
ludziom? Urzekła mnie postać Katniss, która nie jest upiększana. Może wydawać
się silna na pierwszy rzut oka, ale to nieprawda. Suzanne Collins ukazała jej
słabości, zresztą tak jak wszystkich innych bohaterów. Przeczytałam ostatnio w
jakiejś recenzji, że Katniss jest „pustą nastolatką”. Nie mogę się z tym
zgodzić i to w żadnym wypadku. Określiłabym ją raczej mianem „zagubionej”. W
końcu musi porzucić, życie jakie znała, nie dla siebie, lecz dla całego Panem. Czy
ktoś chciałby poczuć na własnej skórze jak to jest być Kosogłosem? Trzymać na
barkach dobro innych ludzi? Nie sądzę.
W „Igrzyska Śmierci” wplątany jest lekki romans
między główną bohaterką, a dwójką chłopaków z jej dystryktu. I podobał mi się
on, ponieważ to nie jest „wielka miłość od pierwszego wejrzenia” jak w
większości książek, tylko coś co budowali od dłuższego czasu.
Kolejną sprawą jest szybko rozwijająca się fabuła.
W książce cały czas się dzieje, a opisy akcji trzymają w napięciu od pierwszej
do ostatniej strony. Możemy spodziewać się zaskakujących zwrotów akcji i
obawiać się o życie każdego bohatera. W tej powieści nie można spodziewać się
wielce szczęśliwego zakończenie, ponieważ życie wszystkich postaci wisi na
włosku. Umierają ci dobrzy, z których śmiercią nie możemy się pogodzić i ci
źli. Większość autorów piszących książki młodzieżowe stara się unikać usunięcia
postaci ważnych, lecz Suzanne Collins nie bała się zaryzykować.
„Kosogłos” nie nudzi. Przez całą lekturę podążałam
za losami Katniss niczym cień i czekałam na rozwiązanie wszystkich wątków. Trylogia
od samego początku jest owiana wątkiem tajemnicy. Panuje tam zasada: nie ufania
nikomu. I nie ma co się dziwić. W końcu w Panem każdy jest przeciwko sobie.
Z początku byłam zdegustowana zakończeniem, nie
wiedząc, że przede mną jeszcze epilog. Pozostało mi to uczucie pustki, którego
nienawidzę. Chęć do sięgnięcia po kolejne części, których nie ma. To prawda,
wzruszyłam się, czytając ostatnie strony epilogu, ale czegoś mi brakowało. Z
biegiem czasu, gdy trylogia „Igrzysk Śmierci” zaczęła kurzyć się na półce,
zrozumiałam, że zakończenie jest tak naprawdę satysfakcjonujące. Zamknął się
rozdział „Igrzysk…”, a otworzył nowy.
Jak zawsze polecam tę trylogię. Niby „literatura
młodzieżowa”, ale uważam, że starsiczytelnicy również powinni po nią sięgnąć. Suzanne Collins przedstawiła
świat w sposób przerażający, lecz szczery. Możemy się tylko cieszyć, że nas nie
spotyka taki koszmar jak bohaterów książki.
Ktoś jeszcze nie czytał? No to musi jak najszybciej
nadrobić zaległości.
Mam za sobą "Igrzyska śmierci", dopiero pierwszą część trylogii, dlatego Twoją recenzję tylko przebiegłam oczami, żeby nie wiedzieć, co będzie dalej ;) Muszę niedługo przeczytać pozostałe dwa tomy.
Ta część nie podobała mi się. Za bardzo oderwana od reszty. Taka moja subiektywna opinia. A ogólnie Igrzyska to super lektura. Najbardziej cieszy mnie to, że czytałam ją przed tym szumem.
Nie ciągnie mnie specjalnie do tej trylogii. Może to przez to, że teraz każdy to czyta i tak się tym zachwyca? Nie jest to mus, ale jak będę miała okazję to przeczytam. :)
Nie miałam okazji czytać tomu 2 i 3. Ale po 1. już jestem lekko rozczarowana. Spodziewałam się czegoś lepszego, a tu takie... nic. Moim zdaniem. Nie wiem jak jest z pozostałymi częściami. Pewnie jak przeczytam to dam znać. ;)
Ja właśnie skoczyłam czytać "W pierścieniu ognia". Nie mogę się doczekać kiedy i tą książkę w końcu pochłonę (bo nie spodziewam się niczego innego). jednak mimo iż "Kłosogłos" już na mnie czeka, chce zostawić sobie trochę czasu by dłużej cieszyć się przyjemnością czytania go.
Po skończeniu Kosogłosa, chodziłam przez dwa tygodnie nieogarnięta. Jakbym straciła dobrego przyjaciela. Zakończenie pozostaje otwarte, a zarazem zamknięte. Mamy happy end, ale nie do końca. Pani Collins stworzyła bohaterów, którzy równie dobrze mogliby wyjść z kart książki i żyć w naszym świecie. Chwała jej za to, bo trudno znaleźć książkę młodzieżową tak ciekawie napisaną.
Cała trylogia jeszcze przede mną :)
OdpowiedzUsuńMam za sobą "Igrzyska śmierci", dopiero pierwszą część trylogii, dlatego Twoją recenzję tylko przebiegłam oczami, żeby nie wiedzieć, co będzie dalej ;) Muszę niedługo przeczytać pozostałe dwa tomy.
OdpowiedzUsuńMuszę przeczytać.
OdpowiedzUsuńTa część nie podobała mi się. Za bardzo oderwana od reszty. Taka moja subiektywna opinia. A ogólnie Igrzyska to super lektura. Najbardziej cieszy mnie to, że czytałam ją przed tym szumem.
OdpowiedzUsuńByła troszeczkę brutalna,
OdpowiedzUsuńw każdym razie bardziej od dwóch poprzednich części, ale to był plus.
Szkoda, że to koniec... :D
Pozdrawiam.
trylogia nadal przede mną... kiedyś mam nadzieję to nadrobię, póki co nie mam możliwości
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Trylogia jest wspaniała, ale przyznam, że ostatnia część wypadła najsłabiej..
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całą trylogię i obejrzałam film. Myślę, że książki są o 200% lepsze od filmu. Mi najbardziej spodobała się właśnie ostatnia część :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam panią Collins za stworzenie tej wspaniałej trylogii :)
OdpowiedzUsuńJa wciąż poluję na "Kosogłosa" w bibliotece. Mam nadzieję, że w końcu go dorwę ;)
OdpowiedzUsuńNie ciągnie mnie specjalnie do tej trylogii. Może to przez to, że teraz każdy to czyta i tak się tym zachwyca? Nie jest to mus, ale jak będę miała okazję to przeczytam. :)
OdpowiedzUsuńWczoraj skończyłam czytać i nieustannie towarzyszy mi to poczucie pustki i smutku, że to już koniec. Na szczęście będzie jeszcze ekranizacja :]
OdpowiedzUsuńKosogłos był zupełnie inny niż poprzednie cześci moim zdaniem, co nie znaczy, że gorszy :D
OdpowiedzUsuńChyba w końcu muszę po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę książkę <3
OdpowiedzUsuńNa półce już czekają pierwsze dwa tomy! :D
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji czytać tomu 2 i 3. Ale po 1. już jestem lekko rozczarowana. Spodziewałam się czegoś lepszego, a tu takie... nic. Moim zdaniem. Nie wiem jak jest z pozostałymi częściami. Pewnie jak przeczytam to dam znać. ;)
OdpowiedzUsuńJa właśnie skoczyłam czytać "W pierścieniu ognia". Nie mogę się doczekać kiedy i tą książkę w końcu pochłonę (bo nie spodziewam się niczego innego). jednak mimo iż "Kłosogłos" już na mnie czeka, chce zostawić sobie trochę czasu by dłużej cieszyć się przyjemnością czytania go.
OdpowiedzUsuńSięgnęłam po "Kosogłosa" dopiero po dwóch tygodniach, od skończenia wcześniejszej części mimo, że czekała już na mnie na półce :)
UsuńPo skończeniu Kosogłosa, chodziłam przez dwa tygodnie nieogarnięta. Jakbym straciła dobrego przyjaciela.
OdpowiedzUsuńZakończenie pozostaje otwarte, a zarazem zamknięte. Mamy happy end, ale nie do końca.
Pani Collins stworzyła bohaterów, którzy równie dobrze mogliby wyjść z kart książki i żyć w naszym świecie. Chwała jej za to, bo trudno znaleźć książkę młodzieżową tak ciekawie napisaną.