Główną bohaterką "Rywalek" jest Amerika, młoda dziewczyna, pochodząca z 5 kasty. Niestety żyje ona w rzeczywistości, w której wykarmienie rodzin jest, prawie niemożliwe. Mimo tego jest szczęśliwa, a nawet zakochana. Jednak, gdy nadchodzą Eliminacje, jej matka widzi szansę by poprawić jakość życia całej rodziny. Dziewczyna wypełnia wszystkie potrzebne papiery, a przez jej głowę nawet nie przemyka myśl, że przejdzie do kolejnego etapu.
Zostaje wybranych 35 dziewczyn, w tym Amerika, które mają szansę zostać żoną księcia Maxona, a następnie królową. Jak potoczy się Elekcja? Czy taka niesforna dziewczyna może zwyciężyć?
"Jeśli twoje życie naprawdę stanęło na głowie, to znaczy, że ona musi gdzieś tu być. Prawdziwa miłość zwykle jest okropnie niewygodna."
Byłam bardzo ciekawa tego tytułu, pojawiał się on dosłownie wszędzie. Spotykałam go na każdym kroku, na każdym blogu. W końcu miałam wrażenie, że tylko ja nie zapoznałam się z przygodami Ameriki. Mimo tego podchodziłam do nich z dużą rezerwą, ponieważ gdy przeszła fala zachwytu zaczęły pojawiać się nieprzychylne recenzje. Gdy "Rywalki" znalazły się w moich łapach od razu zabrałam się do lektury, jestem niecierpliwym stworzeniem.
"Czasami, aby coś ukryć, najlepiej robić to na oczach wszystkich."
Kiera Cass stworzyła ciekawy świat pełen niesprawiedliwości. Tutaj społeczeństwo podzielone jest na kasty, gdzie 1 to rodzina królewska, a 8 zwykłe szkodniki. Każda z grup ma przypisane zadania, właśnie dlatego rodzina Ameriki (5 kasta) zajmuje się rzemiosłem artystycznym. Elekcja w większości cieszy się tak dużym zainteresowaniem z powodu biedy. Bycie wybranką oznacza wyższy status dla siebie i swojej rodziny, a także możliwość jej wykarmienia.
W "Rywalkach" nie ma zbyt dużo akcji. Bliżej zapoznajemy się z zasadami Elekcji i innymi uczestniczkami konkursu. Zwiedzamy królewski zamek i wraz z Ameriką kosztujemy życia w luksusie. Wszystko kręci się wokół Maxona, czyli księcia, o którego walczą młode dziewczyny. Relacje tej dwójki są dziwne i przyznam, że trochę mnie raziły. Tak naprawdę cała "Selekcja" to jeden wielki trójkąt romantyczny, a inne wątki to tylko i wyłącznie dodatki, które nie są zbyt dobrze dopracowane. Kiera Cass miała pomysł, może nie jest on oryginalny, ale zawsze coś. Niestety nie udało jej się tego dobrze wykorzystać. Liczyłam na wciągającą lekturę, przy której miło spędzę czas. Niestety otrzymałam coś całkowicie innego. "Rywalki" mogą spodobać się młodszym czytelniczkom, które nie wymagają niczego szczególnego. Po tym tytule stwierdziłam, że mogę robić się za stara na młodzieżówki, a przecież nadal mam te naście lat.
Jest jedna rzecz, którą byłam zachwycona i chodzi oczywiście o okładkę. Widzimy na niej Amerikę w pięknej niebieskiej sukni. Grafika jest czarująca i aż kusi by zabrać książkę do domu i postawić ją na górnej półce. Szkoda, że środek nie dorasta części zewnętrznej do pięt.
"Rywalki" nie spodobały mi się, lecz postanowiłam dać im drugą szansę. Przyznam, że mam już za sobą "Elitę", która odebrała mi wszelkie chęci do czytania. Nie polecam "Selekcji" nikomu. To strata czasu i nic poza tym.
Potwierdzam - strata czasu, przyjemna, ale nadal strata. Jak ktoś chce wiedzieć, jak potoczą się los Americi w Selekcji, to niech spojrzy na okładki...
O! Przybij piątkę! :D Nigdy więcej Rywalek...
OdpowiedzUsuńUuuu negatywnie widzę - ja ją odebrałam jako lekką lekturę i tyle. Elity nie czytałam, ale pewnie to zrobię.
OdpowiedzUsuńPomimo słabych recenzji, nie zrażam się do tej serii, po prostu chciałabym ją poczuć we własnej głowie:)
OdpowiedzUsuńPotwierdzam - strata czasu, przyjemna, ale nadal strata. Jak ktoś chce wiedzieć, jak potoczą się los Americi w Selekcji, to niech spojrzy na okładki...
OdpowiedzUsuńWszystkie okładki, całej serii sa piękne. Mi osobiście książka się bardziej podobała, chociaż nie powala :)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com
Tak bardzo dumna z siebie, że oparłam się modzie i nie sięgnęłam po tę serię ^^
OdpowiedzUsuń