Zły. Okrutny. Bezwzględny. Tyle i aż tyle można o
nim powiedzieć. James Kier jest człowiekiem, który nie dba o nikogo, ani o
swoją żonę, ani o syna. Liczy się tylko on.
Kiedy ginie w wypadku, wszyscy nareszcie mogą
powiedzieć, co o nim sądzą. Tylko, że James żyje. A to, co słyszy na swój
temat, jest dla niego szokiem.
Postanawia się zmienić. Ale jak odzyskać miłość
żony, którą opuściło się w chorobie? Jak poprosić o wybaczenie młodą matkę,
którą pozbawiło się domu? I jak żyć ze świadomością, że zniszczyło się czyjeś
życie?
Nigdy nie jest za późno, by zacząć czynić dobro.
* * *
Richard Paul Evans to autor, o którym słyszałam
wiele, a z tytułami jego książek spotykałam się na każdym kroku. Niestety nigdy
nie było mi dane sięgnięcie, po którąkolwiek z nich. Jednak ostatnim razem
napotkałam w bibliotece „Stokrotki w śniegu”, oczywiście wróciły one ze mną do
domu. Już pierwsze strony wciągnęły mnie w historię Kiera.
James Kier jest typowym ‘złym’ charakterem.
Bezwzględny biznesmen, któremu nie zależy na dobru innych ludzi. Ze
świadomością rani przyjaciół i rodzinę, ignoruje najważniejsze rzeczy w swoim
życiu na rzecz pieniędzy. Tylko one się liczą. Pewnego dnia Kier zostaje uznany
za zmarłego, jest to oczywiście informacja nieprawdziwa. Jednak na portalach
informacyjnych już odzywają się internauci i dzielą się negatywnymi opiniami na
temat Kiera. To otwiera mu oczy, mężczyzna decyduje się naprawić swoje błędy.
Wrócić do starego siebie. Tylko czy uda mu się wszystko poskładać?
Pierwsze moje skojarzenie to „Opowieść wigilijna”.
James Kier jest podobny do samego Scrooge’a, swoim zachowaniem, a także chęcią
naprawy błędów. Akcja „Stokrotek w śniegu” dzieje się właśnie w okolicach świąt
Bożego Narodzenia. Właśnie wtedy główny bohater obdarowuje swoich pracowników
czymś bezcennym.
Evans zawsze kojarzył mi się ze wzruszającymi,
życiowymi historiami i właśnie coś takiego od niego dostałam. Realistyczną
powieść o prawdziwych ludziach, o ciężkiej transformacji w lepszego człowieka.
Książka pisana jest lekkim i przyjemnym językiem. Sama nie wiem, kiedy
skończyłam ją czytać, to był moment. Autor jednak nie skupia się na wykonaniu,
bo chociaż nie jest ono złe, spodziewałam się czegoś innego. Na pewno warsztatu
pisarskiego na wyższym poziomie. Nie mogłam nawet doszukać się dłuższych
opisów, które naświetliłyby mi otoczenie w jakim przebywają postacie. Przez to
książka była bezbarwna. W „Stokrotkach w śniegu” najważniejszy jest przekaz,
morał tej opowieści. Zakończenie nie jest szczęśliwe i naciągane, ukazuje jak
wiele można stracić zatracając własną osobę. Może i już coś takiego było, a
Evans nie wykazał się specjalną oryginalnością, a mimo wszystko wzruszył mnie i
obudził wiele emocji. Żałuję tylko, że książka była tak krótka. Nie obraziłabym
się za dodatkowe strony. Wiele można było jeszcze wycisnąć z tej historii,
trochę ją rozwinąć. Szkoda, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, prawda?
„Stokrotki w śniegu” zachęciły mnie do zapoznania
się z twórczością Evansa i na pewno w najbliższej przyszłości sięgnę po kolejną
z jego książek.
Póki co mogę jedynie polecić tę powieść, nie jest
to czas stracony, a wręcz przeciwnie.
Lubię czasem oderwać się od fantastyki, przygodówek, mrożących krew w żyłach thrillerów i kryminałów... Zawsze wtedy sięgam po Evansa. "Stokrotek" jeszcze nie mam, ale na pewno trafią do mojej kolekcji :)
Czytałam kiedyś jedną książkę tego autora i jestem bardzo ciekawa innych.
OdpowiedzUsuńPodobała mi się, owszem swój przekaz ma, choć bardziej utkwiły mi w pamięci "papierowe marzenia" i "kolory tamtego lata" :)
OdpowiedzUsuńNie moje klimaty :)
OdpowiedzUsuńZamierzam ją przeczytać, ale właśnie w okresie świątecznym.
OdpowiedzUsuńWarto byłoby się zapoznać.
OdpowiedzUsuńKsiążki tego autora mam w planach, jedną nawet mam na półce, więc jak mi się spodoba to zobaczę czy sięgnę po inne :)
OdpowiedzUsuńJedna z niewielu książek w trakcie czytania, której płakałam jak bóbr. Mi się osobiście bardzo podobała :)
OdpowiedzUsuńCzytałam niedawno i podobały mi sie. Nie wiedziałam tylko z czym mi się kojarzyły, ale masz rację z "Opowieścią wigilijną" :)
OdpowiedzUsuńLubię czytać Evansa w deszczowe, chłodne dni- jest idealna na takie klimaty :)
OdpowiedzUsuńMogłabym dać się skusić :)
OdpowiedzUsuńLubię czasem oderwać się od fantastyki, przygodówek, mrożących krew w żyłach thrillerów i kryminałów... Zawsze wtedy sięgam po Evansa. "Stokrotek" jeszcze nie mam, ale na pewno trafią do mojej kolekcji :)
OdpowiedzUsuń