"Scarlett" jest książką, po której spodziewałam się całkowicie innej historii. W końcu Barbara Baraldi jest ponoć "najwyższą autorką nowego nurtu włoskiej powieści gotyckiej". Miałam, więc wrażenie, że ta książka powinna ociekać tajemniczymi, pobudzającymi wyobraźnię opisami, poważniejszą problematyką, niż w innych młodzieżowych książkach itp. Co otrzymałam? Dziecinne perypetie głównej bohaterki.
Informacje:
Autorka: Baraldi Barbara
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Data premiery: 2011-11-04
Ilość stron: 366
Scarlett ma szesnaście lat i właśnie przeprowadziła się do Sieny. Zostawiła za sobą wakacje, swoją najlepszą przyjaciółkę i kiełkującą miłość do Matteo… W nowej szkole poznaje Umberto, który od razu okazuje jej zainteresowanie, jednak Scarlett odkrywa, że jej koleżanka z ławki Caterina jest w nim skrycie zakochana. Co wybrać: miłość czy przyjaźń? Odpowiedź przychodzi sama podczas szkolnego koncertu, kiedy na scenę wchodzi chłopak o oczach jasnych jak lód i ich wzrok spotyka się w tłumie. Mikael, basista zespołu Dead Stones, pojawia się przy niej w najbardziej niespodziewanych momentach, by za chwilę zniknąć, a Scarlett nie potrafi oprzeć się jego magnetycznemu spojrzeniu.
Jednak Mikael jest zbyt piękny i zbyt niezwykły, by mógł być prawdziwy: tylko Umberto zdaje się znać jego sekret, lecz nie udaje mu się ostrzec Scarlett…
Niedługo potem w szkole ma miejsce niewyjaśnione morderstwo, a Scarlett pada ofiarą przerażającego ducha o płonących oczach.
Kim naprawdę jest Mikael? Jej aniołem stróżem czy prześladującym ją demonem?
Moja opinia:
Od czego by tu zacząć. Fabuła nie jest specjalnie ciekawa.
Szesnastolatka imieniem Scarlett wyprowadza się ze swojego rodzinnego miasta do
całkowicie innego miejsca. Tym samym zmienia szkołę i opuszcza przyjaciół.
Pierwsze co spotyka to podłe dziewczyny, które zaczynają jej dokuczać.
Zabierają jej szczęśliwą piłeczkę i nie chcą oddać. Przepraszam, ale dziewczyna
w tym wieku z łatwością powinna poradzić sobie z taką sytuacją. Następnie broni
jej przystojny książę, który przybywa na białym koniu – Umberto. Pomęczymy się
trochę z jej problemami dotyczącymi trójkąta miłosnego – ten wątek moim zdaniem
jest zbyt rozwinięty, a inne ważne są tylko napomknięte. Jakieś sto stron
później zaczyna robić się ciekawie.
Pojawia się hipnotyzujący zespół Dead Stones, a wraz z nim
jego tajemniczy członkowie i pewna dziewczyna. Wokalista Vincent, oraz basista
Mikael. Scarlett zostaje oczarowana przystojnym, cudownym, wspaniałym,
utalentowanym […] Mikaelem. W między czasie umiera pewna osoba. To jedna z tych
zagadkowych śmierci, a dziewczyna pragnie poznać prawdę. Przez to pakuje się w
wojnę światów.
No cóż, główna bohaterka jak dla mnie jest zbyt dziecinna
jak na swój wiek. Czasem jej przemyślenia i niektóre problemy mnie załamują. Są
tak proste w rozwiązaniu, że aż szkoda o nich wspominać. Jednak jest w niej coś
co polubiłam – może jej miłość do książek? W końcu coś nas połączyło.
Ogólnie fabuła przypominała mi „Upadłych” autorki Lauren
Kate. Niektóre wątki są niemal identyczne, ale „Scarlett” nie trzyma tak w
napięciu jak przygody Luce i Daniela. Za to u Scarlett i Mikaela wieje nudą.
Czytam i czytam, a książka się ciągnie i ciągnie. Chciałam w końcu uwolnić się
od „Scarlett”, no bo ile można spędzać czasu z przygłupią główną bohaterką?
Tak naprawdę gdyby nie owiana tajemnicą trójka i Dead Stones
to książka byłaby totalną klapą. Gniotem nad gniotami. To po prostu historia
nie dla mnie.
Pomimo Twojej oceny nadal pragnę przeczytać tę książkę. Widziałam już kilka recenzji "Scarlett" i Czytelnicy są głównie niezadowoleni. Głównie z ciekawości sięgnę po tę powieść.
Widzę, że też Cię interesuję kultura Japonii, akurat w "Wypalonych cieniach" jest jej bardzo mało, autorka głównie skupia się na Indiach.
Już myślałam, że "Scarlett" to być może jakaś powieść w stylu historii pisanych przez Annę Rice, a tu się okazuję, że jest to kolejny paranormal romance. Z pewnością sobie daruję:)
Ja spojrzałam na to zupełnie inaczej - niczego nie oczekiwałam od tej ksiażki, bo już sama okładka, choć całkiem zachęcająca, mówiła - kolejna książka o zwykłej nastolatce zakochanej w stworzeniu nie-z-tej-ziemi. Czytało się miło i przyjemnie, momentami nawet się wzruszyłam, ale zdecydowanie nie jest to literatura z "wysokiej półki". :)
Wielka szkoda, jak tylko spojrzałam na okładkę to też spodziewałam się raczej sporo po tej książce, ale teraz już raczej nie mam na nią ochoty... Fabuła rzeczywiście nie jest niezbyt ciekawa - a w każdym razie brak jej oryginalności.
Po twojej recenzji nie mam najmniejszej ochoty na tę książkę. Dzięki za ostrzeżenie co do niej ;D Super blog, dodaje się do obserwatorów i licze na to również z twojej strony :)
Pomimo Twojej oceny nadal pragnę przeczytać tę książkę. Widziałam już kilka recenzji "Scarlett" i Czytelnicy są głównie niezadowoleni. Głównie z ciekawości sięgnę po tę powieść.
OdpowiedzUsuńJa podziękuję tej pozycji - przynajmniej na chwilę obecną. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa juz wiem, ze nie chce czytac tej ksiazki. Nie cierpie wszelkich nowomodnych historii o wampirach, wilkolakach, aniolach i demonach.
OdpowiedzUsuńHm... po twojej recenzji nie jestem pewna czy chcę ją przeczytać, Jeśli jednak będę miała taką możliwość to być może.:D
OdpowiedzUsuńPewnie z ciekawości przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńNie mam ochoty na kolejny paranormal, zwłaszcza tak kiepski.
OdpowiedzUsuńJezeli nadal jestes zainteresowana posiadaniem autobiografii Mansona, to chetnie Ci ja odsprzedam.
OdpowiedzUsuńNie pozostaje mi wiec czekac na nic innego, jak na recenzje tej autobiografii u Ciebie ;).
OdpowiedzUsuńMiałam ochotę na tę książkę, jednak po twojej recenzji i ocenie jednak sobie odpuszczę:)
OdpowiedzUsuńWidzę, że też Cię interesuję kultura Japonii, akurat w "Wypalonych cieniach" jest jej bardzo mało, autorka głównie skupia się na Indiach.
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że "Scarlett" to być może jakaś powieść w stylu historii pisanych przez Annę Rice, a tu się okazuję, że jest to kolejny paranormal romance. Z pewnością sobie daruję:)
Ja spojrzałam na to zupełnie inaczej - niczego nie oczekiwałam od tej ksiażki, bo już sama okładka, choć całkiem zachęcająca, mówiła - kolejna książka o zwykłej nastolatce zakochanej w stworzeniu nie-z-tej-ziemi. Czytało się miło i przyjemnie, momentami nawet się wzruszyłam, ale zdecydowanie nie jest to literatura z "wysokiej półki". :)
OdpowiedzUsuńWielka szkoda, jak tylko spojrzałam na okładkę to też spodziewałam się raczej sporo po tej książce, ale teraz już raczej nie mam na nią ochoty... Fabuła rzeczywiście nie jest niezbyt ciekawa - a w każdym razie brak jej oryginalności.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Po twojej recenzji nie mam najmniejszej ochoty na tę książkę. Dzięki za ostrzeżenie co do niej ;D
OdpowiedzUsuńSuper blog, dodaje się do obserwatorów i licze na to również z twojej strony :)